wtorek, 12 czerwca 2012

Wiem?




`- chyba już wiem` - zakończyłem swojego ostatniego posta. No ale jak się okazało chyba jednak nie wiedziałem - planowałem spotkanie z koleżanką ale nie odzywała się więc uznałem że czas usiąść na moim tarasie z kawą, papierosem i K`magiem - wstałem i zadzwonił telefon - mieliśmy jechać na imprezę (uwaga) do Murzynowa. Świetna miejscowość, a Polskie nazwy miast, wsi i ulic nigdy mnie nie zaskoczą, no ale nasze plany minimalnie się pokrzyżowały i nie mogliśmy dojechać więc spotkanie odwołane - wiec planuje zrobić tą kawę.. dzwoni telefon - co robisz? idziemy na piwo do miasta ? - miałem zamiar wypić kawę ale będę za 30 minut. Zawsze ciekawsze od picia kawy jest picie piwa z bliskimi ludźmi! No więc jedno piwo, drugie piwo - rozmowy o Warszawie, życiu i planach- udany wieczór - potem resztę nocy spędziliśmy na naszym `podwórku` rozmawiając i robiąc przeróżne rzeczy.



Wróciłem do domu, była sobota, budzę się w południe, robię kilka ważnych rzeczy i dociera do mnie że dziś PIĄTEK - i mimo iż każdy dzień od miesiąca jest dla mnie `piątkiem` to właśnie ten dzień jest dla mnie wyjątkowy i ma jakąś aurę sprzyjającą dobrej zabawie. Był mecz - moje krzyki i nie zrozumienie gry w drugiej połowie ( do teraz nie rozumiem), mimo iż mam nadzieję że z Rosją wygramy chociaż jednym golem i myślę że to nie utopia. Wracając do piątku - wszyscy oglądali mecz w strefie kibica, poszli do domów już dawno byli piani. Wpadłem na pomysł spotkania się z Kredzia w mieście no i tak wyszło że to ona przyjechała ze znajomymi do mnie do domu na balkon kilka minut po pierwszej rano.No i znów `norma` śmiechy, chichy i rozmowy do rana.. a raczej `rozmowy`. Wieczór piątkowy paradoksalnie stał się jednym z ciekawszych bo był tak bardzo niekonwencjonalny. Miło było poznać nowych ludzi którzy mimo zmęczenie mieli coś do powiedzenia


Następnego dnia ( sobota) po raz setny pojechałem z moją mamą do Home and You i H&M i pomogłem jej trochę w zakupach - ale wróciliśmy o godzinie 17:00 a o 17:30 miałem być w miejscu w którym byłem umówiony, które znajduje się niby 15 minut ode mnie a 30 na pieszo. Oczywiście szybki obiad, przebieramy się i ruszamy, autobus -uciekł , pieszo ? idziemy, biegniemy. 30 po, prawie jestem, widzę się z umówioną osoba i ruszamy - oczywiście moje fatum - kobieta która miała po nas przyjechać - spóźni się tylko 30 minut. Chwila odpoczynku, papieros - o jest! ruszamy na urodziny do stajni, stary klimat, stare czasy, konie, padok, wiata etc. Bardzo chciałem opisać choć część imprezy
, ale niestety nie jestem w stanie więc w skrócie : wiata-dużo ludzi- koniarze- rozmowy o trenerach- ogromne drinki- pijemy- jadę konno na oklep na padoku - kłus -galop - gubimy papierosy- ja szukam z konia- pijemy dalej - nie ma nas przy wiacie na `chwile`- wracamy - nikogo nie ma- zostajemy sami w stajni o 3 rano na noc - pijemy- idziemy spać- wstajemy bardzo rano- czekamy wiele godzin na powrót .
 Powrót do domu ! Nareszcie ! Było świetnie ale marzyłem o prysznicu a tymczasem przeszedł mnie zapach koni i siana, kiedy tak bardzo obecny w moim życiu !



Tak zdecydowanie słaba pora na notki ;)

 dobranoc :)

2 komentarze: